Siedmiomilowe buty i Noc Muzeów 2018

Jaki związek mają siedmiomilowe buty z krakowską Nocą Muzeów, w której uczestniczyli uczniowie naszej szkoły?   Konia z rzędem temu, kto odgadnie… Uśmiech Nasza popołudniowo-nocna wyprawa trwała nieco dłużej niż zakładaliśmy, ale w sumie, aby zakosztować uroków doświadczeń w Krakowie, być w Japonii, a potem znów przenieść się na krakowski Kazimierz, by w efekcie zakończyć podróż w Belgii a nawet USA, to wymagało od nas nie tylko sprytu, ale i błyskawicznego sposobu poruszania się w czasie i … krakowskiej przestrzeni.

A zatem do rzeczy… . Kiedy dotarliśmy do krakowskiego Ogrodu Doświadczeń działającego przy Muzeum Inżynierii Miejskiej, byliśmy mile zaskoczeni pogodą (zaświeciło słońce). Tam uczestniczyliśmy w pokazach fizycznych ciepłych i zimnych wybuchów. Potem na miejscu wykonaliśmy kilka doświadczeń - cały czas w towarzystwie słońca i sprawnie przenieśliśmy się do  Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha znajdującego się przy al. Konopnickiej.

W czasie obchodów Europejskiego Święta Muzeów mogliśmy zobaczyć szereg dzieł związanych z projektem wystawienniczym „Budda”, m.in. japońskie dzieła buddyjskie z polskich kolekcji, a także komiksowe przedstawienia założyciela buddyzmu. Muzeum Manggha przygotowało także warsztaty origami i kaligrafii, w których aktywnie uczestniczyliśmy (nasze dowody na pobyt w Krainie Kwitnących Wiśni to: wrony, tulipany i kaligrafie Uśmiech ). Pobiegliśmy też (tak, tak.. pobiegliśmy) do ogrodów japońskich, by tam uczestniczyć w ceremonii przygotowania i parzenia japońskiej herbaty. Zrobiliśmy tłum, ale herbatki nie zdążyliśmy się napić, gdyż czas nam było do metrowych… kolejek (a nie zapiekanek, z których słynie krakowski Kazimierz) w  Muzeum Inżynierii Miejskiej przy ul. Wawrzyńca. Oczywiście interesowała nas Galeria Figur Stalowych - jedyna na świecie kolekcja wyjątkowych rzeźb wykonanych wyłącznie z recyklingu złomu stalowego. Aby zobaczyć te cuda,  trzeba niebagatela wydać na bilet ok. 40 zł. My mieliśmy magiczną monetę, która uprawniała nas do oglądania wszystkich wystaw tego dnia w całej Europie, a jej koszt wynosił 1 złoty (słownie: jedna złotówka). Kto monetę zgubiłby, miałby problem w zwiedzaniu poszczególnych wystaw… . My jednak tego kłopotu raczej nie mieliśmy, więc uradowani faktem, że kolejka szybko zbliża nas do celu, weszliśmy na salę wystaw. A tam istne cuda i cudeńka: meble wypoczynkowe, Shrek, jego osioł, Avengersi, papa Smerf, Smerfetka, Zygzak Mcqueen, Złomek, Spiderman, motocykle, światowe hity motoryzacji i wszystko to w skali 1:1. Warto zobaczyć, bo zachwyt był ogromny.

W trakcie zwiedzania tego muzeum w Sali pod antresolą uczestniczyliśmy w  niezwykłym koncercie muzyki demoscenowej, wykonywanej na retro komputerach, będącego częścią międzynarodowego projektu „Sounds of Changes”, organizowanego w ramach programu „Kreatywna Europa”. Po uczcie dla oczu i uszu nadszedł czas na ucztę dla naszych głów. Włączyliśmy kreatywność i rozwiązaliśmy szereg logicznych zadań w Sali wystaw zadań kreatywnych. Mnie osobiście zafascynował Techno świat i Mechaniczny plac zabaw. Oczywiście mini wystawa „Więcej światła” również nie umknęła naszej uwadze, a żarówki, świetlówki i diody LED przestały być dla nas tajemnicą.

I w tym miejscu clue naszej opowieści. Cel osiągnęliśmy, ale na koniec naszej dość długiej wędrówki przenieśliśmy się do Belgii, gdzie skosztowaliśmy frytek belgijskich, wróciliśmy do pięknego Krakowa na maczankę krakowską i sprawnie zawitaliśmy w USA, by porównać amerykańskie fast foody (hamburgery i frytki) z krakowską maczanką i wyżej już wspomnianymi frytkami. Po  wszystkim usatysfakcjonowani wróciliśmy do domu. Piatkowe popłudnie, wieczór i noc spędziliśmy intensywnie, ale waro było. Gdyby nie siedmiomilowe buty... pewno byśmy nie podołali.